Stałam
twarzą w twarz z ochroniarzem samego Justina Biebera. Był to wysoki
mężczyzna. Był tak bardzo umięśniony, że widać było je nawet kiedy były
przykryte czarną bluzą. Przestraszyłam się trochę i poczułam się taka mała,
mizerna przy tym ochroniarzu, aż miałam ochotę zwiać stamtąd gdzie pieprz
rośnie. Ale zamiast tego stałam tam jak idiotka i trzęsłam się.
Nie
mogę zrezygnować z marzeń, nie teraz kiedy jestem już u ich progu. Wzięłam się
w garść i spojrzałam w twarz ochroniarza. Otworzyłam usta chcąc się odezwać,
ale on mnie wyprzedził.
-
Znowu wy? – warknął. – Przeklęci dziennikarze wszędzie byście węszyli. Dziwi
mnie tylko, że wysłali taką małolatę. No mów, dla kogo pracujesz?
-
Henry dałbyś spokój… - zza mężczyzny odezwała się kobieta, która prawdopodobnie
była matką Biebera.
-
No mów. – ponaglił mnie nieco łagodniej niż wcześniej, ale nadal spoglądał
podejrzliwie w moim kierunku.
-
J-Ja… jestem Evelyn. – wydukałam przestraszona.
-
Dla kogo pracujesz? – wytrzeszczyłam oczy.
-
Ja pracuje w Burger King… - wychrypiałam patrząc na mężczyznę o imieniu Henry.
On prychnął i zmierzył mnie od stóp do głów niczym promienie Roentgena. Nie
uwierzył, mimo że to była prawda.
-
Nie wierzę ci. – powiedział. – Pokaż kartę pracownika.
Drżącymi
rękami otworzyłam torebkę i zaczęłam w niej grzebać. Na pewno gdzieś miałam tą
kartę, po prostu ze zdenerwowania nie mogłam jej znaleźć. Henry i matka Justina patrzyli na mnie wyczekująco, co jeszcze bardziej stresowała.
W
końcu znalazłam kartę w jednej z bocznych, mniejszych kieszonek. Wyjęłam ją
ostrożnie i wręczyłam mężczyźnie, który kiwnął głową trochę zawstydzony, że
okazało się iż cały czas mówiłam prawdę. Ale po chwili przywołał na twarz tą
swoją kamienną minę.
-
Więc czego szukasz w naszych skromnych progach Evelyn? – spytał Henry z lekką
kpiną w głosie.
-
Ja… ja… chciałam porozmawiać z Justinem… - zaczęłam mówić, ale Henry ponownie mi
przerwał.
-
Jak każdy w tej chwili. Więc pewnie jesteś fanką? – zmarszczył czoło z
niezadowoleniem. – Posłuchaj mnie i powiedz swoim innym przyjaciółką żebyście
zostawiły Justina w spokoju. Żadne akcje na twitterze ani gdzieś tam w
Internecie nic nie dadzą zrozumiano? Dajcie chłopakowi spokój, on chce mieć
chwilę prywatności. A teraz wyno…
-
Henry! – upomniała go pani Bieber. – Ta dziewczyna nie zrobiła nic złego.
Kochanie… - tym razem zwróciła się do mnie. – Zapytam go co on o tym myśli
dobrze? Ale nic nie obiecuję. – dodała po chwili. – A teraz wejdź i usiądź w
salonie a Henry zrobi ci herbatkę.
-
Ale Anne ja nie jestem gosposią tylko ochroniarzem Justina. – jęknął
mężczyzna. Przy matce bruneta wyglądał tak jak ja przy nim, czyli mały i
skruszony chłopczyk.
-
Henry. Zrobisz. Herbatę. Evelyn. Za. To. Jak. Ją. Potraktowałeś. – powiedziała
akcentując każde słowo. To podziałało na mężczyznę w mgnieniu oka.
-
Jaką chcesz? – zapytał do mnie łagodnie niczym potulny baranek. – Zielona,
owocowa, zwykła, mięta, melissa, belissa, z ziołami czy fiołkowa?
-
Zielona. – wydukałam nieśmiało i usiadłam na kanapie.
Pattie
posłała mi ciepły uśmiech po czym wyszła z kuchni, na górę po swojego syna. W
pomieszczeniu między mną a Henrym panowała głucha cisza. Ja, bałam się odezwać
a on, zawstydzony swoim zachowaniem próbował ukryć się za czajnikiem.
Kiedy
skończył parzyć herbatę podał mi ją na stół i postawił również cukier, po czym
usiadł obok na fotelu.
-
Słodzisz? – spytał a ja wysiliłam się na lekki uśmiech.
-
Nie, dziękuję. – odpowiedziałam uprzejmie.
Siedzieliśmy
tak nie wiem ile w ciszy, ale to dość długo się ciągnęło pomimo że wskazówka
zegarka ruszyła się tylko dwa razy. Upiłam łyk herbaty, która lekko sparzyła mi
język.
-
Słuchaj… przepraszam, że się tak do ciebie zwracałem ostro. – powiedział
mężczyzna ze skruchą po tej chwili milczenia. – Po prostu dużo się tu kręciło
dziennikarzy odkąd Shirley zmarła oraz natrętnych fanek. To jest bardzo
przytłaczające…
-
Rozumiem. – mruknęłam spoglądając na mężczyznę i uśmiechając się lekko. –
Naprawdę rozumiem.
-
Ciekawi mnie w jakim celu ty przyszłaś.. – powiedział bez nuty sarkazmu czy
ironii, ale z czystą ciekawością.
-
Ja… wiem, że to dla niego może być
bardzo trudne, ale zawsze o tym marzyłam. Chciałabym napisać książkę o nim… i o
Shirley.
-
To ciekawe… - powiedział zamyślony. – Jeszcze nigdy o czymś takim nie
słyszałem. Masz rację to będzie trudne przekonać Justina. Chociaż… może nie
aż tak… - spojrzał z uśmiechem na mój sweter z czarnym kotkiem.- Justin kocha
koty.
-Oh!
– westchnęłam i nie wiedząc czemu zarumieniłam się. Do pokoju weszła Anne.
- Justin nie zejdzie na dół, ale ty możesz iść do niego ale tylko na chwilkę. –
powiedziała kobieta.
-
Dziękuję.. – wyszeptałam. Dokończyłam szybko herbatę i podniosłam się z
miejsca. Moje serce znowu zaczęło bić jak szalone.
A co jeśli mi odmówi? A jeśli pomyśli sobie,
że jakaś kretynka przychodzi do niego podczas gdy on przeżywa rozstanie ze
swoją dziewczyną, żeby pisać właśnie o ich związku książkę? W sumie to
prawda, ale i tak głupio się z tym czułam.
-
Schodami na górę, ostatnie drzwi po prawej. – powiedziała Pattie i posłała mi uśmiech
dodając tym samym trochę otuchy.
Zdziwiło
mnie to, że jest dla mnie taka miła. Przecież jej syn jest załamany, a tutaj
przychodzi do niego jakaś obca dziewczyna i chce z nim porozmawiać.
Wzięłam się
w garść i poszłam niepewnie w wyznaczonym mi kierunku. Mocno zaciskałam palce
na ramieniu torby, ze zdenerwowania. Co
ja mu powiem? Evelyn wymyśl coś, mówiłam sobie gorączkowo oddychając.
Dotarłam do
jego pokoju. Drzwi miał białe a na nich tabliczka z napisem „Jus” oraz czarny
kot, taki sam jak u mnie na koszulce. Uderzyła we mnie fala gorąca. Zapukałam
szybko.
- Proszę. –
usłyszałam słaby głos chłopaka.
Nieśmiało
uchyliłam drzwi, aż zaskrzypiały. Pierwsze co zauważyłam to ciemność która
spowijała całe pomieszczenie. Nie widziałam praktycznie niczego. Zauważyłam
jedynie zarys okna. Chciałam udać się w tym kierunku i oświetlić pokój, ale
wykonałam zaledwie krok i potknęłam się
o coś. Upadłam na ziemie z wielkim hukiem. Syknęłam z bólu chwytając się
za obolały łokieć, którym uderzyłam prawdopodobnie o drewniane krzesło.
- Wszystko
okej? – zapytał Jus tym samym otwierając okno, które ja chciałam.
W
odpowiedzi tylko jęknęłam. Poczułam jak chwyta mnie mocno za ramiona i pomaga
wstać, po czym siadam na łóżku. Teraz było jasno i zobaczyłam wielki chaos w pokoju Justina. W jakiejś gazecie czytałam o tym, że brunet lubił sprzątać. Cóż… nie
mogę tego potwierdzić widząc obecny stan jego pokoju. Po podłodze walały się
jego ciuchy, jakieś kartki, chusteczki i jeszcze masa innych rzeczy.
- Nic ci
nie jest? – spytał a w jego głosie usłyszałam cichą nutkę troski.
- Nie, ale
wiesz.. mógłbyś tu posprzątać. – powiedziałam rozmasowując obolały łokieć oraz
kostkę.
Nie
usłyszałam odpowiedzi, więc spojrzałam w kierunku Justina który opadł na
łóżko i ukrył głowę w dłoniach. Widok jego mizernej postaci w zaplamionej
koszuli od czekoladowych lodów, w rozciągniętym dresie oraz burzą,
nieuczesanych loków na głowie przyprawił mnie o dreszcze. Wyglądał okropnie.
Zupełnie nie przypominał tego chłopaka, uśmiechniętego od ucha do ucha i
tryskającego energią, co w telewizji.
Siedzimy w
ciszy. Ja nie wiem co powiedzieć, a on raczej nie ma ochoty się odzywać więc
leży na łóżku i czasem popłakuje cicho. Tak. Mogę być naprawdę dumna, że przy
mnie we własnej osobie Justin Bieber płakał z powodu swojej martwej dziewczyny.
- Justin. –
szepnęłam cicho.
Płacz
ustał. Nie patrzyłam na niego, tylko gapiłam się tempo w ścianę na której
wisiał plakat Seleny Gomez, ale czułam jak Bieber się podnosi i siada
na łóżku. Wysmarkał nos i zapytał chrypiąc przy tym.
- Słucham?
- W takich
warunkach nie można porozmawiać. – powiedziałam.
- A o czym
tu rozmawiać? – burknął pod nosem. – Nigdzie się nie ruszam.
- Chcesz
tutaj gnić do końca swojego życia? – spytałam z nutką irytacji.
- Tak. –
mruknął i znowu opadł na łóżko.
Wstałam i
otworzyłam szerzej okno, tak aby światło słoneczne oświetlało cały pokój. I tak
się stało.
- Raaaazi.
– jęknął Justin próbując zasłonić się rękami przed słońcem.
- Wstawaj.
– powiedziałam stanowczo, stojąc tuż nad nim. Bieber żeby zaprotestować odwrócił
się do mnie plecami i schował twarz w głąb poduszki. Pchnęłam go lekko. Zero
reakcji. Pchnęłam drugi raz trochę mocniej. Nadal nic.
Nie
wytrzymałam i zaczęłam go łaskotać po bokach. Chichotał jak wariat i miotał się
po całym łóżku aż w końcu z niego spadł. Jęknął głośno i wyburczał coś pod
nosem.
- Tak w
ogóle to jestem Evelyn. – powiedziałam wyciągając do niego dłoń. Spojrzał na
mnie spod byka i wstał ignorując moją wyciągniętą dłoń. – Nie to nie. –
wzruszyłam ramionami, udając że nie obchodzi mnie to iż zignorował moje
przywitanie się z nim.
-
Zadowolona? Jestem cały obolały! – mówił jak obrażony dzieciak.
- No to
witaj w klubie. – powiedziałam sarkastycznie.
Sama się
sobie dziwiłam. Jeszcze niedawno byłam taka zestresowana przed rozmową z nim i
nieśmiała a teraz jestem stanowcza i pewna siebie. Nigdy wcześniej się tak nie
zachowywałam przy obcych mi osobach. Prawdę mówiąc… przy jakikolwiek osobach, tylko przy Grace byłam wyluzowana. Znałam ją
od dziecka.
- Ubieraj
się. – rzuciłam stanowczo i podeszłam do jego szafy.
Wyjęłam z
niej ostatnią czystą parę spodni oraz jakąś koszulkę. Rzuciłam tym zestawem w Biebera a on spojrzał na mnie zdezorientowany. Mechanicznie chwycił ubrania i
wyszedł z pokoju, prawdopodobnie do łazienki. Zostałam sama w jego pokoju.
Z nudów
usiadłam przy jego biurku. Na blacie były położone jakieś kartki,
prawdopodobnie teksty piosenek. Justin pisał je, płacząc przy tym, ponieważ
widać było mokre plamy od łez. Obok kartek leżało zdjęcie Shirley Evans.
Była to piękna
dziewczyna. Wcale nie potrzebowała żadnego makijażu, wyzywających ubrań, czy
sztucznych włosów aby być piękną a zarazem naturalną dziewczyną. Mnóstwo
chłopaków zazdrościło Justinowi i wcale im się nie dziwię. Sama chciałabym mieć
takie długie kasztanowe włosy oraz bladą jak porcelana skórę. Zamiast tego moje
włosy miały miodowy odcień blond a skóra miejscami była zaczerwieniona, np. na
policzkach, co strasznie mnie irytowało. Ciągle byłam zarumieniona.
Westchnęłam
i spojrzałam na drzwi, w których stanął już ubrany Jus.
- No to
idziemy? – spytałam, a on niechętnie pokiwał głową. Oczy nadal miał lekko
zaczerwienione ale dało się przeżyć.
Zeszliśmy
na dół i od razu dopadli nas Anne wraz z Henrykiem. Bardzo się zdziwili na
widok Justina. Domyślam się, że nie był zbyt częstym gościem dolnej części
domu.
- Jestem…
jestem Ci taka wdzięczna… - wyszeptała matka chłopaka w moim kierunku ze łzami
w oczach.
- Nie ma
sprawy proszę pani. – odpowiedziałam onieśmielona trochę tym łzawym
podziękowaniem. – Chcieliśmy pójść na koktajl do takiej mało znanej
restauracji, żeby fani Justina albo reporterzy go nie dopadli. Zgodzi się
pani?
- Dobrze
kochanie, a może Henry was podwiezie i w razie czego zaczeka przed tą
restauracją w samochodzie? – zaproponowała. – Tak dla bezpieczeństwa.
-
Oczywiście proszę pani. – pokiwałam twierdząco głową.
- Oh
przestań! Mów do mnie Pattie. – zaśmiała się kobieta podając mi dłoń. Uścisnęłam
ją niepewnie.
- Dobrze.. Pattie. – powiedziałam lekko się wahając jeszcze.
- Henry! –
zawołała kobieta i zaczęła objaśniać wszystko ochroniarzowi Justina.
Poczułam
jak czyjś wzrok niemal pali moje plecy. Odwróciłam się i napotkałam zdziwione
spojrzenie czerwonych oczu Biebera. Pochyliłam się do niego.
- Coś się
stało?
- Nie… po
prostu moja matka nikogo tak wcześnie nie polubiła i nie kazała się zwracać do
niej po imieniu jak jest z tobą. – wymruczał to tak cicho, że słyszałam tylko
co drugie słowo. Ale kiedy zrozumiałam całość zarumieniłam się i odwróciłam
wzrok.
- To co?
Idziemy dzieciaki? – rzucił wesoło Henry a ja przytaknęłam głową, ponieważ Justin wbił wzrok w ziemię. Pociągnęłam go lekko za ramię w kierunku wyjścia z
domu.
Od autorki:
Aktualnie mam brak weny i czasu, bo dużo nauki, ale w czasie przerwy świątecznej postaram się nadrobić zaległości.
Świetnie się zapowiada. Dodawaj szybko następny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńWoow, zapowiada się absolutnie genialnie ! Piszesz świetnie. Nie ukrywam, że zazdroszczę, bo sama również chciałabym być obdarzona takim wielkim darem do pisania. Podziwiam Cię.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci udanego Sylwestra!
Może zajrzysz do mnie?
http://make-me-happy8.blogspot.com/
http://iskierka-nadziei2.blogspot.com/
Hej. Kiedyś informowałam Cię o nowościach na moim blogu, nie wiem czy dalej czytasz? Odpisz. dasein.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńWeszłam tu, żeby sprawdzic czy nie ma rozdziału, zobaczyłam szablon z Justinem i nie powiem, zaskoczyło mnie to. Zaczęłam czytac, bo myślałam, że to nowe opowiadanie, ale to to samo tylko z Justinem. Czyżbyś pogniewała się na Harrego? Zresztą nieważne, ja i tak będę czytac to opowiadanie, bo od razu spodobał mi się pomysł, bez względu na to, kto jest głównym bohaterem... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń